czwartek, 28 lipca 2016

thirteen


Myślę, że wszystko idzie ku dobremu... Idzie... Ku dobremu. Jejku, co ja gadam, nic nie idzie ku dobremu. Od imprezy u Nick'a minął już prawie miesiąc. Od tamtej pory nie widziałem Avril, bo ja głupek nawet nie poprosiłem ją o numer telefonu. Nie miałem nawet czasu go zdobyć. Ostatni miesiąc spędziłem koncertując z chłopakami. To był taki krótki szał. Dziś mieliśmy mieć ostatni koncert przed dwutygodniową przerwą i nie powiem, przyda mi się, bo coś ostatnio źle się czułem. Chyba gdzieś znowu się przeziębiłem, albo jeszcze coś gorszego. Nie miałem oczywiście ochoty ponownie znaleźć się w łóżku za pomocą grypy.
Wyszedłem z garderoby. Chłopcy ćwiczyli już głosy. Harry śpiewał sobie coś pod nosem. Niall zachowywał się jak jakaś małpka w zoo. Skakał i wrzeszczał jak opętany. Louis był jak zawsze w swoim małym świecie. Jakoś słabo miałem ochotę ćwiczyć swój głos. Głowa lekko za zaczęła mnie boleć, to nie wróżyło nic dobrego. Miałem nadzieję, że wytrzymam co końca. Sama myśl o migrenie w czasie koncertu doprowadzała mnie do mocniejszego bólu głowy.
-Li, choć... -Hazz zatargał mnie do kółeczka, gdzie odśpiewaliśmy jakąś durną piosenkę i wyszliśmy na scenę.
Krzyk fanek plus mój ból głowy... Fantastyczna mieszanka. Myślałem, że zwrócę własne wnętrzności. To wszystko jedna szło ku złemu. Nie byłem już tak pewny, czy dożyję do końca.
Wszystko szło jakoś w miarę dobrze... do czwartej piosenki. Trochę zakręciło mi się w głowie i musiałem oprzeć się o Lou.
-chyba zaraz tu padnę -wyszeptałem mu do ucha. Chłopak uśmiechnął się do mnie i zaprowadził za scenę. Oparłem się o ściankę odgradzającą od sceny i westchnąłem. Gdzieś jakby z paru kilometrów, a nie metrów usłyszałem głos Harry'ego. Jak zawsze opowiadał jakieś bezsensowne kawały.
Ostatnie co mój mózg zdążył spamiętać, to śmiech tłumu i mówiącego coś do mnie Lou, później była ciemność i ja pośród niej. Choć powinno, nic nie było w tym przyjemnego. To była moja pierwsza myśl, gdy otworzyłem oczy. I pierwsze co zobaczyłem, to morda Styles'a śpiąco na fotelu. Rozejrzałem się i stwierdziłem z niezadowoleniem, że byłem w szpitalu. Jeszcze mi brakowało szumu wokoło mojej osoby.
Chciałem usiąść, ale nie dałem rady. Głowa mi pękała. Matulu... czy znowu mnie rozłożyło?! Nie... Proszę, nie...

Przetarłem lewą ręką twarz. Miałem ochotę gdzieś się schować i nie wychodzić do tej pory, aż mi przejdzie. Czyli tak na wieczność, ale i dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz