Myślę,
że wszystko idzie ku dobremu... Idzie... Ku dobremu. Jejku, co ja
gadam, nic nie idzie ku dobremu. Od imprezy u Nick'a minął już
prawie miesiąc. Od tamtej pory nie widziałem Avril, bo ja głupek
nawet nie poprosiłem ją o numer telefonu. Nie miałem nawet czasu
go zdobyć. Ostatni miesiąc spędziłem koncertując z chłopakami.
To był taki krótki szał. Dziś mieliśmy mieć ostatni koncert
przed dwutygodniową przerwą i nie powiem, przyda mi się, bo coś
ostatnio źle się czułem. Chyba gdzieś znowu się przeziębiłem,
albo jeszcze coś gorszego. Nie miałem oczywiście ochoty ponownie
znaleźć się w łóżku za pomocą grypy.
Wyszedłem
z garderoby. Chłopcy ćwiczyli już głosy. Harry śpiewał sobie
coś pod nosem. Niall zachowywał się jak jakaś małpka w zoo.
Skakał i wrzeszczał jak opętany. Louis był jak zawsze w swoim
małym świecie. Jakoś słabo miałem ochotę ćwiczyć swój głos.
Głowa lekko za zaczęła mnie boleć, to nie wróżyło nic dobrego.
Miałem nadzieję, że wytrzymam co końca. Sama myśl o migrenie w
czasie koncertu doprowadzała mnie do mocniejszego bólu głowy.
-Li,
choć... -Hazz zatargał mnie do kółeczka, gdzie odśpiewaliśmy
jakąś durną piosenkę i wyszliśmy na scenę.
Krzyk
fanek plus mój ból głowy... Fantastyczna mieszanka. Myślałem, że
zwrócę własne wnętrzności. To wszystko jedna szło ku złemu.
Nie byłem już tak pewny, czy dożyję do końca.
Wszystko
szło jakoś w miarę dobrze... do czwartej piosenki. Trochę
zakręciło mi się w głowie i musiałem oprzeć się o Lou.
-chyba
zaraz tu padnę -wyszeptałem mu do ucha. Chłopak uśmiechnął się
do mnie i zaprowadził za scenę. Oparłem się o ściankę
odgradzającą od sceny i westchnąłem. Gdzieś jakby z paru
kilometrów, a nie metrów usłyszałem głos Harry'ego. Jak zawsze
opowiadał jakieś bezsensowne kawały.
Ostatnie
co mój mózg zdążył spamiętać, to śmiech tłumu i mówiącego
coś do mnie Lou, później była ciemność i ja pośród niej. Choć
powinno, nic nie było w tym przyjemnego. To była moja pierwsza
myśl, gdy otworzyłem oczy. I pierwsze co zobaczyłem, to morda
Styles'a śpiąco na fotelu. Rozejrzałem się i stwierdziłem z
niezadowoleniem, że byłem w szpitalu. Jeszcze mi brakowało szumu
wokoło mojej osoby.
Chciałem
usiąść, ale nie dałem rady. Głowa mi pękała. Matulu... czy
znowu mnie rozłożyło?! Nie... Proszę, nie...
Przetarłem
lewą ręką twarz. Miałem ochotę gdzieś się schować i nie
wychodzić do tej pory, aż mi przejdzie. Czyli tak na wieczność,
ale i dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz