czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział miło dziewiąty




*Niall*
Byłem skonany, nic mi się nie chciało. Po wczorajszej „rodzinnej” kolacji nawet się nie rozebrałem, tylko padłem twarzą na łóżko. Wszyscy mnie tak maglowali, że naprawdę zacząłem tęsknić za nieobecnością w domu.
Spojrzałem na sufit i uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to ja nie chciałem robić sobie żadnej przerwy. Byłem od tego wszystkiego uzależniony!!
Uzależniłem się od Harrego ganiającego nago, od wiecznie dogryzającego mi Louisa i od poważnego Liama. Byłem tak cholernie od tego wszystkiego uzależniony, że czułem teraz potworną pustkę! Niczym nie mogłem jej zapełnić. To „cześć” przez telefon było niczym w porównaniu z relacją na żywo.
Nie wiem kiedy to wszystko tak daleko zaszło i nie wiem kiedy pozwoliłem sobie, aby tak uzależnić się od chłopaków i tej całej sławy. Bez nich czułem się nikim, a przecież byłem sobą.
Mój telefon dzwoni. Patrzę na niego i nie wiem czy odebrać, odkładam go jednak. Kiedy ponownie zaczyna brzęczeć, odbieram go. Sel nie daje dalej za wygarną...
Przez całość rozmowy mówi tylko ona, ja przytakuje lub zaprzeczam. Moje myśli są gdzieś daleko, są przy blondynce, którą trzymałem tylko przez kilka chwil w ramionach. Teraz stała się do manie kimś ważnym.
Kiedyś myślałem, że to Sel jest dla mnie taką osobą, ale od kiedy poznałem Britt, zauważyłem jak się myliłem.
Ta cała sytuacja otworzyła mi oczy. Poczułem jakbym w pewnym momencie dostał po głowie od losu i usłyszał „otwórz te oczy, kretynie”. To nie Sel była mi pisana, a ta mała drobna dziewczyna, która miała problemy. Może mieliśmy się uleczyć nawzajem. Jednak teraz wiedziałem, że nie zależnie od tego co miało się stać za jakiś czas, ja chciałem być przy niej. Patrzeć jak powoli wychodzi ze swojej skorupy i zaczyna na nowo żyć.
Tego dnia w szpitalnym parku nie zapomnę do końca życia. Słuchałem jej głośnego śmiechu jak „ćwierkania” słowika. A kiedy powiedziała mi, że nie śmiała się tak od lat, sam poczułem się lepiej. Rozpychał mnie nadmiar energii, co skończyło się bólem mięśni po intensywnym treningu na siłowni.
Chciało mi się śmiać, kiedy przypomniało mi się jak wczoraj próbowałem wstać. Chyba bez pomocy Grega nawet bym nie ruszył palcem.
Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że te wszystkie złe myśli się ulotniły i zastąpiło je ciepłe uczucie, które chciało wypełnić we mnie tą przerażającą pustkę.
Tylko pytanie było takie, czy powinienem na to pozwolić?
-Niall, będę kończyć -słyszę cichutki głos Seleny i powracam na ziemię. Zapomniałem nawet, że z nią rozmawiam.
Żegnam się z nią udając, ze wszystko to co mnie mówiła trafiło do mnie.
-jaka żenada -zakrywam twarz poduszką. Nigdy mi się nie zdarzyło, abym w czasie rozmowy odleciał na tyle, że nie słyszałbym ani jednego słowa wypowiedzianego przez rozmówcę.

*Britt*
Leżę na łóżku i wpatruję się w sufit. Pogubiłam się w tym całym świecie. Tak naprawdę to nie wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. Wszędzie gdzie spojrzałam nie było nawet skrawka miejsca dla mnie. Byłam obcą w tym całym świecie.
Nie miałam do kogo otworzyć ust. Byłam sama...
Byłam uwięziona w ciele i umyśle, które miało problem... potworny problem. Nie mogłam sobie z tym wszystkich sama poradzić, a nikt nie chciał mnie zrozumieć. Lekarze wymuszali na mnie to co chcieli usłyszeć. Nikt tak naprawdę mnie nie zapytał, co tak naprawdę mnie trapi... dlaczego tak cierpię!!
To nie było spowodowane śmiercią brata, ani odwróceniem się ode mnie najlepszej przyjaciółki. To wszystko miało początek, kiedy pierwszy raz znalazłam się w domu po wypadku.
Przecież naprawdę byłam przykuta do wózka na początku, mogłam z tego wyjść, ale to co stało się później ukształtowało mnie. Pomogło mi nie wstać z wózka, zaprowadziło na krawędź życia i śmierci. Codziennie mnie tam utrzymuje i nie pozwala zrobić ani kroku w tył, ani kroku w przód., więc wisiała nad przepaścią... czekając, aż ktoś mnie uratuje.
No ale kto mógłby uratować tak beznadziejną osobę jak ja? Kto był tak wytrzymały taką ciężką i długą drogę, aby mnie wyciągnąć... aby mnie pochwycić za nim spadnę w przepaść.
Nie było nikogo takiego, nawet Tom nie był wstanie temu zapobiec. Zostawił mnie dając przy tym „wilczy bilet”. Podróż w jedną stronę -do piekła!!
Świat jest biały albo czarny... to człowiek nadaje mu kolorów. W mojej palecie barw już dawno zamieszkał szary i z dnia na dzień zalewał sobą wszystkie kolory. Teraz już nie widziałam piękna świata... oprócz tych zjawiskowo błękitnych oczu. To one ze wszystkich sił próbowały przywrócić kolor niebu.
Niall był ostatnią deską ratunku dla mnie. Jeśli i on miał zamiar odejść i nie przezwyciężyć mojego demona, wiedziałam że jest po mnie.
Lekkie pukanie wyrywa mnie z tego letargu. Jestem jeszcze oszołomiona, więc nie wiem czy odpowiadam na nie.
Kiedy widzę blond włosy, moje serce podchodzi mi do gardła, a stado motyli zaczyna swój taniec. Jego uśmiech przyśpiesza mój oddech.
-cześć -jedwabisto czysty głos doprowadza mnie do gęsiej skórki. Mam ochotę krzyczeć... przez niego znowu czuję. Już dawno zapomniałam jak to jest... jak to jest być kimś zauroczonym.
-cześć -odpowiadam cicho i mam wrażenie, że mnie nie usłyszał.
-jak się czujesz? -siada obok mnie na krześle i wlepia we mnie te swoje przepiękne oczy. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłynę.
-tak jak widać -próbuję się uśmiechnąć, ale jakoś mi to nie wychodzi. Pewnie wyglądam jakbym się krzywiła. No ale to nie tak, ja nie chciałam się krzywić. Jego obecność sprawiała mi radość, a nie złość. -czuję się dobrze, a ty? -chłopak uśmiechnął się lekko i zamiast odpowiedzieć wpatrywał się we mnie. Jego wzrok mnie trochę krepował. Poczułam jak się czerwienię.
-mogło być gorzej -jego głos jest stanowczy.
-czyli dobrze? -próbuję jakoś potrzymać naszą konwersację. Nie chcę abyśmy w pewnym momencie zamilkli, choć milczenie z nim jest też cudownym uczuciem. Nikt jak Niall nie potrafił mnie uszczęśliwić samym samym milczeniem.
-lubisz czytać? -odpowiada pytaniem na pytanie, tak jakby nie chciał mi odpowiedzieć.
Marszczę czoło, bardzo chcę go o to zapytać... jednak po jego minie widzę, że lepiej tego nie robić. Widzę, że jest coś nie tak... ale co ja mogę mu pomóc? ja... człowiek z własnymi problemami, a do tego chory na głowę.
Nie pytam więc o nic. Chyba milczenie w tym momencie jest odpowiednią formą rozmowy.
Kiwam głową w odpowiedzi na jego pytanie.
-to dobrze. Przyniosłem coś -wyciąga z torby jakąś książkę -poczytamy sobie -nie pytając mnie o zdanie, otwiera książkę i zaczyna czytać. Nie słucham o czym czyta, wsłuchuję się w jego głos. Ma tak piękny głos, że mógłby być spokojnie wokalistą.
Ogarnia mnie dźwięk jego głosu i zamykam oczy. Nie słyszę nic oprócz tego przepięknego, spokojnego głosu. Czuję jak kołysze mnie do snu i nawet nie wiem kiedy pozwalam wziąć siebie w objęcia Morfeuszowi. Nawet przez sen słyszę jego głos, albo po prostu mi się śni. Tak on mi się śni! „Stoimy na polanie pośród zielonej trawy i białych stokrotek. Trzymamy się za dłonie i idziemy przed siebie. To było miłe uczucie, znowu chodzić. Wszystko było bardzo miłym uczuciem... czuć jego dłonie na swoim ciele. Słyszeć jego śmiech i widzieć roześmiane oczy. Ta scena była tak piękna, że aż nie realna. Od razu można było odróżnić jawę od snu. To wszystko nie działo się naprawdę... wiedziałam, że zaraz to wszystko się skończy.
I tak jak przewidywałam, nagle pod naszymi nogami rozstąpiła się ziemia, która nas rozdzieliła. Znałam się po jednej stronie, a Niall po drugiej. Chciałam przeskoczyć, ale nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się i widzę wpatrujące się we mnie nieobecne oczy... oczy pozbawione życia.
-nie puszczę Cię... -szepcze.”
Wzdrygam się i otwieram szeroko oczy. Stoi nade mną Ben, trzyma mnie za rękę.
-przepraszam, że cię obudziłem -mówi -przyszedłem sprawdzić, czy wszystko ok, ale jak widzę to tak.

Spoglądam na swoje nogi i widzę, że leży na nich głowa Nialla. On też usnął... chce mi się śmiać.

**********


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz