*Niall*
Obudziłem bardzo wcześnie. Wskazówki
zegarka wskazywały czwartą rano. Byłem przyzwyczajony wstawać
wcześnie. Można powiedzieć, że przyzwyczaiłem się do krótkiego
snu.
Przeciągnąłem się i przetarłem
dłońmi twarz, aby zetrzeć z niej resztki snu.
Wstanie z łóżka jednak okazało się
dużym wyzwaniem. Wczoraj po powrocie od Britt, byłem tak
nabuzowany, że odwiedziłem pierwszą lepszą siłownię. Wycisnąłem
z siebie chyba wszystkie pokłady energii. Musiałem zamówić
taksówkę, bo mimo że miałem do domu z kilometr, który z
łatwością bym pokonał pieszo, moje mięśnie odmówiły
współpracy. Teraz właśnie poczułem to co robiłem wczoraj.
Bolały mnie plecy, kark, nogi, ręce... do cholery bolała mnie
każda najmniejsza cząstka mojego ciała, włącznie z zębami. Tyle
szczęścia było z tego, ze moje oczy funkcjonowały i robiły to co
nich należy.
Z jękiem obróciłem się na lewy bok
i wylądowałem na podłodze. Ten upadek dolał oliwy do ognia.
Myślałem, że umarłem... nie no sorry... umarłem. Nie było chyba
siły na ziemi, która zmusiła mnie do wstania.
*Britt*
Otworzyłam delikatnie oczy. Odsunęłam
z twarzy włosy, które teraz zasłaniały mi cały widok na świat.
Byłam zdziwiona faktem, ze leżałam na boku. Już nie pamiętam
kiedy ostatni raz obudziłam się na którymś z boków. Tylko jakim
sposobem wylądowałam na prawym boku?! Ktoś musiał mi w tym pomóc,
przecież sama z siebie tego nie zrobiłam.
Prawda? Moje ciało kiedy spałam było
do niczego.
Spojrzałam na zegarek. Otworzyłam
szeroko oczy, kiedy zobaczyłam że dopiero jest czwarta! Dlaczego
wstałam tak wcześnie?!
Jednak nie było co się nad tym
zastanawiać, trzeba było iść dalej spać. Spędzam tu tyle czasu,
że sama myśl, że mam siedzieć w tych czterech ścianach trochę
dłużej... między jednym snem a drugim, doprowadzała mnie do
depresji.
Wszyscy myślą, że to takie proste.
Trafiasz tu i wszystko idzie ku dobremu... wszyscy myślą, ze takie
ośrodki wyglądają jak wyciągnięte z filmu, a tak naprawdę jeśli
nie trafiasz tu z poważną „chorobą psychiczną”, leżysz i
odliczasz dni do wyjścia. Z każdym dniem stajesz się coraz gorzej
chorym i zamiast wyjść szybko, siedzisz w tym g*, bo od samego
przekroczenia progu, twój stan się pogarsza.
Chciałabym mieć coś naprawdę z
głową, abym mogła tu wytrzymać.
O piątej już nie wytrzymuję, mam
ochotę krzyczeć i wyrywać sobie włosy, ale wtedy uznaliby mnie za
konkretną wariatkę i zamknęliby mnie tu do końca życia.
O szóstej wchodzi pielęgniarka, aby
sprawdzić czy wszystko u mnie dobrze. Chcę krzyczeć: że niby jak
ma być inaczej ?!
Siedzę jednak cicho, nic nie może
wydobyć się z moich ust. Nie wytrzymałabym dłuższego pobytu w
tym szpitalu. Nigdy nie wiem kiedy wyjdę, ale przedłużenie tego
NIE WIEM źle wpływa na moją nadzieję.
*
po trzech godzinach patrzenia się w
ścianę przychodzi moja matka. Jak zawsze siada obok mojego łóżka
i patrzy na mnie tym wzrokiem... pełnym cierpienia, a zarazem
rozczarowanie.
-Britt -zaczyna, a ja zaczynam ryczeć.
Nie wiem dlaczego, ale zaczynam płakać. Łzy wypływają z moich
oczu niczym wodospad. Nie potrafię ich opanować, tak jak tej pustki
we mnie.
-Britt -czuję dłoń matki na ręce.
Strzepuję ją automatycznie. Chciałabym, aby mnie przytuliła! Nie
chcę żadnego obojętnego głaskania po dłonie... chciałabym, aby
mnie przytuliła, nawet jeśli byłby to nie szczere. Chciałam aby
mnie ktoś przytulił i zaczął karmić kłamstwami typu: będzie
dobrze, nie martw się. Wyjdziesz z tego. Jutro będzie lepiej.
Niedługo stąd wyjdziesz.
Zamiast tego słyszę, że matka woła
pielęgniarkę.
Jesteś wariatką, gratuluję, drwię
sama z siebie w duchu.
-ale z nią wszystko w porządku
-słyszę głos pielęgniarki -ma dziś po prostu gorszy dzień.
Moja matka nie chce tego słuchać,
chce rozmawiać z lekarzem. Znowu ma ochotę na futrować mnie tymi
wszystkimi świństwami, aby zagłuszyć poczucie winy. Wolała to
niż rozmowę.
*Niall*
-Niall -budzi mnie lekkie szturchnięcie
i głos brata. Na początku myślę, że to sen -co ty robisz na
podłodze? -potrząsam głową i teraz już wiem, że to nie sen.
znajduję się na podłodze w swoim pokoju. Po tym jak upadłem
musiałem przysnąć. -wstawaj
-nie mogę -jęczę. Teraz już nie
wiem co bardziej mnie bolało, ciało czy mózg... ale czy mózg może
boleć?
-nie wygłupiaj się
-czy ja wyglądam jakbym się
wygłupiał? -jakoś średnio widziałem, że się wygłupiam.
-przesadziłem na siłowni. Zakwasy zjadają mnie od środka -próbuję
się podnieść, ale upadam ponownie. Ból jest porażający.
Czuję nagle jak ktoś mnie podnosi do
góry. Skręca mnie od środka.
-uważaj, do cholery! -krzyczę, kiedy
ląduję na łóżku. Nie wiem jakim cudem udało mi się usiąść.
Siedzę i wpatruję się w swojego
brata. Chce mi się śmiać...
*
Kolacja jest nie do wytrzymywania. Nie
wiem jakim cudem potrafię siedzieć w pionie. Boli mnie nawet tyłek!
-Niall, co chcesz teraz robić? -głos
naszej sąsiadki rozbrzmiewa w mojej głowie. Mam wrażenie, że jej
głos w ogóle nie przeszedł przez moje uszy.
-odpocząć -rzucam, aby uciąć temat,
choć wiem że teraz go na dobre zacząłem.
-Niall pomaga mi w szpitalu -Ben
wtranżala się w dyskusje toczącą się między moją matką, a
sąsiadka -odwiedza jedną z moich pacjentek.
-tą która uratowałeś, supermanie?
-Greg spogląda na mnie z uśmiechem. Kiwam głową, aby to
potwierdzić. Kiedy przypomina mi się o Britt, na moje usta wychodzi
uśmiech. Czuję ciepło na całym ciele, przypomina mi się jej
śmiech i moje zbolałe mięśnie zaczynają się rozluźniać.
-słyszałem też, że żyjesz w dobrych stosunkach z Seleną.
Czuję się jakby ktoś wylał mi zimny
kubeł wody na głowę. W jednym momencie myślę o osobie, która
wywołuje ciepło w moim sercu, a w drugim muszę się zmierzyć z
rzeczywistością.
-to tylko przyjaciółka -odpowiadam i
zabieram się za jedzenie. Nagle wszystko wygląda tak apetycznie, że
chętnie rzuciłbym się na wszystko... tak aby nie odpowiadać na
pytania i zaczepki mojego brata.
-tak to teraz się nazywa? -patrzę się
na niego. Udaję, ze nie rozumiem o czym mówi. Jestem ciekawy jak
długo uda mi się udawać głupka przed wszystkimi.
-ale co?
-jesteście przyjaciółmi, tak? -Greg
zaczyna się śmiać. Ben mu wtóruje i teraz zaczynam się krępować.
-bardzo śmieszne, hahaha... tylko
zapomniałem się zaśmiać -odgryzam się i zaczynam grzebać w
talerzu. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać.
*Britt*
Jestem zmęczona. Na szczęście Benowi
udało się jakoś wytłumaczyć mojej matce, że nie potrzebuję
leków. Dzień wolny od „chemii”, to tak jakbym dostała
skrzydeł.
Mój telefon wibruje. Wyciągam go spod
poduszki. Na moje szczęście zaprzyjaźniłam się z młodą
pielęgniarką, która przemyciła dla mnie telefon.
Odblokowuję ekran i widzę, że mam
nową wiadomość. Wiadomość od Nialla.
Wczoraj uparł się, żebyśmy
wymienili się numerami.
Niall: nigdy więcej, miłych kolacyjek
z rodziną i przyjaciółmi :P
Uśmiecham się, kiedy czytam wiadomość
od niego.
Niall: nie wytrzymam!! to jest
okropne!!
śmieję się głośno.
Ja: wiem co czujesz... trzymam kciuki
:*
**********
Super!! Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńDzięki:D
Usuń