czwartek, 7 stycznia 2016

Ósemka



*Niall*
Obudziłem bardzo wcześnie. Wskazówki zegarka wskazywały czwartą rano. Byłem przyzwyczajony wstawać wcześnie. Można powiedzieć, że przyzwyczaiłem się do krótkiego snu.
Przeciągnąłem się i przetarłem dłońmi twarz, aby zetrzeć z niej resztki snu.
Wstanie z łóżka jednak okazało się dużym wyzwaniem. Wczoraj po powrocie od Britt, byłem tak nabuzowany, że odwiedziłem pierwszą lepszą siłownię. Wycisnąłem z siebie chyba wszystkie pokłady energii. Musiałem zamówić taksówkę, bo mimo że miałem do domu z kilometr, który z łatwością bym pokonał pieszo, moje mięśnie odmówiły współpracy. Teraz właśnie poczułem to co robiłem wczoraj. Bolały mnie plecy, kark, nogi, ręce... do cholery bolała mnie każda najmniejsza cząstka mojego ciała, włącznie z zębami. Tyle szczęścia było z tego, ze moje oczy funkcjonowały i robiły to co nich należy.
Z jękiem obróciłem się na lewy bok i wylądowałem na podłodze. Ten upadek dolał oliwy do ognia. Myślałem, że umarłem... nie no sorry... umarłem. Nie było chyba siły na ziemi, która zmusiła mnie do wstania.

*Britt*
Otworzyłam delikatnie oczy. Odsunęłam z twarzy włosy, które teraz zasłaniały mi cały widok na świat. Byłam zdziwiona faktem, ze leżałam na boku. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz obudziłam się na którymś z boków. Tylko jakim sposobem wylądowałam na prawym boku?! Ktoś musiał mi w tym pomóc, przecież sama z siebie tego nie zrobiłam.
Prawda? Moje ciało kiedy spałam było do niczego.
Spojrzałam na zegarek. Otworzyłam szeroko oczy, kiedy zobaczyłam że dopiero jest czwarta! Dlaczego wstałam tak wcześnie?!
Jednak nie było co się nad tym zastanawiać, trzeba było iść dalej spać. Spędzam tu tyle czasu, że sama myśl, że mam siedzieć w tych czterech ścianach trochę dłużej... między jednym snem a drugim, doprowadzała mnie do depresji.
Wszyscy myślą, że to takie proste. Trafiasz tu i wszystko idzie ku dobremu... wszyscy myślą, ze takie ośrodki wyglądają jak wyciągnięte z filmu, a tak naprawdę jeśli nie trafiasz tu z poważną „chorobą psychiczną”, leżysz i odliczasz dni do wyjścia. Z każdym dniem stajesz się coraz gorzej chorym i zamiast wyjść szybko, siedzisz w tym g*, bo od samego przekroczenia progu, twój stan się pogarsza.
Chciałabym mieć coś naprawdę z głową, abym mogła tu wytrzymać.
O piątej już nie wytrzymuję, mam ochotę krzyczeć i wyrywać sobie włosy, ale wtedy uznaliby mnie za konkretną wariatkę i zamknęliby mnie tu do końca życia.
O szóstej wchodzi pielęgniarka, aby sprawdzić czy wszystko u mnie dobrze. Chcę krzyczeć: że niby jak ma być inaczej ?!
Siedzę jednak cicho, nic nie może wydobyć się z moich ust. Nie wytrzymałabym dłuższego pobytu w tym szpitalu. Nigdy nie wiem kiedy wyjdę, ale przedłużenie tego NIE WIEM źle wpływa na moją nadzieję.
*
po trzech godzinach patrzenia się w ścianę przychodzi moja matka. Jak zawsze siada obok mojego łóżka i patrzy na mnie tym wzrokiem... pełnym cierpienia, a zarazem rozczarowanie.
-Britt -zaczyna, a ja zaczynam ryczeć. Nie wiem dlaczego, ale zaczynam płakać. Łzy wypływają z moich oczu niczym wodospad. Nie potrafię ich opanować, tak jak tej pustki we mnie.
-Britt -czuję dłoń matki na ręce. Strzepuję ją automatycznie. Chciałabym, aby mnie przytuliła! Nie chcę żadnego obojętnego głaskania po dłonie... chciałabym, aby mnie przytuliła, nawet jeśli byłby to nie szczere. Chciałam aby mnie ktoś przytulił i zaczął karmić kłamstwami typu: będzie dobrze, nie martw się. Wyjdziesz z tego. Jutro będzie lepiej. Niedługo stąd wyjdziesz.
Zamiast tego słyszę, że matka woła pielęgniarkę.
Jesteś wariatką, gratuluję, drwię sama z siebie w duchu.
-ale z nią wszystko w porządku -słyszę głos pielęgniarki -ma dziś po prostu gorszy dzień.
Moja matka nie chce tego słuchać, chce rozmawiać z lekarzem. Znowu ma ochotę na futrować mnie tymi wszystkimi świństwami, aby zagłuszyć poczucie winy. Wolała to niż rozmowę.

*Niall*
-Niall -budzi mnie lekkie szturchnięcie i głos brata. Na początku myślę, że to sen -co ty robisz na podłodze? -potrząsam głową i teraz już wiem, że to nie sen. znajduję się na podłodze w swoim pokoju. Po tym jak upadłem musiałem przysnąć. -wstawaj
-nie mogę -jęczę. Teraz już nie wiem co bardziej mnie bolało, ciało czy mózg... ale czy mózg może boleć?
-nie wygłupiaj się
-czy ja wyglądam jakbym się wygłupiał? -jakoś średnio widziałem, że się wygłupiam. -przesadziłem na siłowni. Zakwasy zjadają mnie od środka -próbuję się podnieść, ale upadam ponownie. Ból jest porażający.
Czuję nagle jak ktoś mnie podnosi do góry. Skręca mnie od środka.
-uważaj, do cholery! -krzyczę, kiedy ląduję na łóżku. Nie wiem jakim cudem udało mi się usiąść.
Siedzę i wpatruję się w swojego brata. Chce mi się śmiać...
*
Kolacja jest nie do wytrzymywania. Nie wiem jakim cudem potrafię siedzieć w pionie. Boli mnie nawet tyłek!
-Niall, co chcesz teraz robić? -głos naszej sąsiadki rozbrzmiewa w mojej głowie. Mam wrażenie, że jej głos w ogóle nie przeszedł przez moje uszy.
-odpocząć -rzucam, aby uciąć temat, choć wiem że teraz go na dobre zacząłem.
-Niall pomaga mi w szpitalu -Ben wtranżala się w dyskusje toczącą się między moją matką, a sąsiadka -odwiedza jedną z moich pacjentek.
-tą która uratowałeś, supermanie? -Greg spogląda na mnie z uśmiechem. Kiwam głową, aby to potwierdzić. Kiedy przypomina mi się o Britt, na moje usta wychodzi uśmiech. Czuję ciepło na całym ciele, przypomina mi się jej śmiech i moje zbolałe mięśnie zaczynają się rozluźniać. -słyszałem też, że żyjesz w dobrych stosunkach z Seleną.
Czuję się jakby ktoś wylał mi zimny kubeł wody na głowę. W jednym momencie myślę o osobie, która wywołuje ciepło w moim sercu, a w drugim muszę się zmierzyć z rzeczywistością.
-to tylko przyjaciółka -odpowiadam i zabieram się za jedzenie. Nagle wszystko wygląda tak apetycznie, że chętnie rzuciłbym się na wszystko... tak aby nie odpowiadać na pytania i zaczepki mojego brata.
-tak to teraz się nazywa? -patrzę się na niego. Udaję, ze nie rozumiem o czym mówi. Jestem ciekawy jak długo uda mi się udawać głupka przed wszystkimi.
-ale co?
-jesteście przyjaciółmi, tak? -Greg zaczyna się śmiać. Ben mu wtóruje i teraz zaczynam się krępować.
-bardzo śmieszne, hahaha... tylko zapomniałem się zaśmiać -odgryzam się i zaczynam grzebać w talerzu. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać.

*Britt*
Jestem zmęczona. Na szczęście Benowi udało się jakoś wytłumaczyć mojej matce, że nie potrzebuję leków. Dzień wolny od „chemii”, to tak jakbym dostała skrzydeł.
Mój telefon wibruje. Wyciągam go spod poduszki. Na moje szczęście zaprzyjaźniłam się z młodą pielęgniarką, która przemyciła dla mnie telefon.
Odblokowuję ekran i widzę, że mam nową wiadomość. Wiadomość od Nialla.
Wczoraj uparł się, żebyśmy wymienili się numerami.
Niall: nigdy więcej, miłych kolacyjek z rodziną i przyjaciółmi :P
Uśmiecham się, kiedy czytam wiadomość od niego.
Niall: nie wytrzymam!! to jest okropne!!
śmieję się głośno.

Ja: wiem co czujesz... trzymam kciuki :*

**********

2 komentarze: