*Niall*
Jeśli myślałem, że najgorsze dziś
to będzie wstanie z podłogi, to się grubo myliłem.
Wejście do domu mojej mamy,
zapowiadało największą burzę, jaką widziałem. Jej krzyk, nie
przepraszam jej wrzask obudził by nawet umarłego. Prawdopodobnie
wszyscy sąsiedzi w odległości paru mil słyszało to co
wykrzykiwała. Nie dziwiłem się jej, bo weranda jej domu wyglądała
jak jakaś spelunka. Dobra nie dziwiłem się, ale mogłaby już
przestać. Głowa mi pękała i czułem przy każdym jej słowie jak
moja czaszka rozpada się na maleńkie kawałki.
To wszystko była wina Louisa, który
próbował jakoś udobruchać moją matkę.
Miałem ochotę rzucić się z mostu...
roześmiałem się głośno, przecież przedwczoraj właśnie
rzuciłem się z okna.
Śmiałem się tak głośno i długo,
że zwróciłem na siebie uwagę Lou i mamy, która nagle przestałą
lamentować.
-Niall, idziemy? -na początku nie
wiedziałem, o co mu chodzi, a później przypomniałem sobie, że
miałem iść do szpitala.
-zaraz -próbując utrzymać równowagę
wtoczyłem się do swojej sypialni. Zabrałem ze sobą ubranie i
zamknąłem się w łazience. Musiałem wziąć zimny prysznic,
musiałem jak najszybciej wytrzeźwieć.
*Britt*
Leżę na łóżku i wpatruję się w
sufit. Rano przenieśli mnie na normalną salę. Jeśli jednoosobowy
pokój można nazwać normalnym. Pewnie bali się, że mogę zrobić
krzywdę komuś innemu.
Mam ochotę zakryć uszy, kiedy ciągle
słyszę dźwięk odbijających się szpilek matki o podłogę.
Siedzi tu już pół godziny i ciągle suszy mi głowę. Gdzieś w
rogu pokoju siedzi Is. Słyszę jak uderza palcami o płytkę
klawiatury.
Słyszę dużo dźwięków.
-jak mogłaś mi to zrobić? -słyszę
to pytanie chyba już setni raz odkąd pojawiła się tu matka.
Później słyszę teksty typu, co pomyślą sąsiedzi.
-robię to wszystko, abyś poczuła się
lepiej -przystaje chodzić i wpatruje się we mnie, a ja mam ochotę
roześmiać się w jej w twarz.
Nie wiem czy moja matka jest tak tępa,
czy ślepa! Ciężko jej zauważyć, że to ten szpital wysysa ze
mnie życie. Nawet przez minutę nie pomyślała, że to za każdym
razem kiedy tu ląduję, chcę popełnić samobójstwo. W domu mimo
tych wszystkich przykrości, nigdy tego nie miałam ochoty zrobić.
Oprócz tego jednego razu, gdy po wypadku Thomas ze mną zerwał.
Byłam wtedy na skraju, ale mi przeszło. Teraz mnie jednak boli to,
ze zerwał ze mną dla tej małej jędzy. Zawsze chciała mieć
wszystko to co miałam. Najpierw mój pokój, moje kosmetyki, mój
samochód, moich znajomych... mojego chłopaka.
Uderzyłam dłonią o materac. Miałam
już wszystkiego dość.
Odwracam twarz od matki, tej która
powinna mnie wspierać a nie za wszystko winić. Chyba wystarczyło,
że ja sama się winiłam.
Drzwi lekko się otwierają. Do środka
wchodzi młoda pielęgniarka. Widzę, że trochę się krępuję.
Jeszcze mi tego brakowało.
-ma pani jeszcze gości -spogląda na
moją matkę -czy mam ich wpuścić?
Spoglądam na nią zdziwiona. Od
momentu wypadku nikt oprócz matki mnie nie odwiedzał. Po prostu
mnie zostawili.
-kogo ma pani na myśli? -pytam cicho
-jakiś dwóch młodych panów -na jej
policzki wyszedł rumieniec.
Nie wiedziałam kto to mógł być.
Moja ciekawość wzięła górę i skinęłam głową. Pielęgniarka
wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Po chwili w drzwiach ukazała
się dwie postacie. Jedną z nich był chłopak, który mnie
uratował. Stał z żółtymi kwiatami w dłoni, drugi próbował
wepchać go bardziej w głąb pokoju.
Moja siostra stanęła gwałtownie i
wpatrywała się w nowo przybyłych. Nagle zaczęła piszczeć i
podskakiwać.
-O Boże! -krzyknęła -Lou... Lou...
-zaczęła się jąkać wskazując na jednego z nich -Niall...
Byłam kompletnie zdezorientowana. Nie
wiedziałam co się dzieje, moja głupiutka siostrzyczka coraz
bardziej zaczęła mnie zaskakiwać.
Byłam zaszokowana, kiedy przytuliła
obu naraz. Zachciało mi się śmiać.
Cholera, to mogli być znajomi mojej
głupiutkiej siostry. Uratował mnie jakiś przy głupawy koleżka
mojej siostrzyczki. Chyba już nic gorszego nie mogło się stać?!
Mój wybawca wreszcie wyswobodził się
z objęć mojej siostrzyczki i niepewnie podszedł do mojego łóżka.
-cześć -jakbym nie fakt, że jego
usta się ruszyły, nawet nie wiedziałabym że on coś mówi.
-cześć -odparłam, odwróciłam od
niego wzrok. Nie mogłam znieść myśli, że osoba o tak pięknych
oczach i osobowości mogła przyjaźnić się z ta małą podstępną
żmiją. Teraz jak już się dowiedziałam tego, nie chciałam aby
kiedykolwiek tu jeszcze przychodził.
-to dla ciebie -położył na moich
nogach bukiecik. Kwiaty naprawdę pięknie wyglądały, a szczerze
nikt mi nigdy nie przynosił kwiatów. Nawet Thomas, zawsze mówił,
że to tylko strata pieniędzy. Przecież one zaraz uschną...
-dziękuję -przejechałam palcem po
płatku kwiatu. To było bardzo miłe uczucie, przypomniało mi to
jaka miłą w dotyku była jego skóra. -dlaczego przyszedłeś?
-cholera!, czy ja to naprawdę powiedziałam?! Powinnam się teraz
zapaść pod ziemię. Uratował mi życie, był dla mnie miły, a
ja?!
-chciałem zobaczyć, co z tobą
-spojrzałam na niego. Jego piękne błękitne oczy wbiły się w
moje.
-jak widać, żyję... -nie zdążyłam
się ugryźć w język. Przez tyle czasu byłam niemiła, albo się
nie odzywałam, że teraz nie potrafiłam być miła.
-cieszę się... -byłam zdziwiona, że
chłopak nie zważał na moje słowa i dalej kontynuował -jestem
Niall -wystawił w moją stronę dłoń. Chyba trochę za dużo czasu
zajęło mi wpatrywanie się w jego dłoń. Na jego twarzy zobaczyłam
niepewność. Kiedy już zaczął ją cofać, pochwyciłam ją w
swoją dłoń. Jego skóra była taka ciepła i przyjemna.
-Britt -wyszeptałam. Nie wiem ile
czasu tak staliśmy, wpatrując się w siebie. To była naprawdę
magiczna chwila. Jakby czas się zatrzymał, a ja nie potrzebowałam
powietrza do oddychania. Chyba naprawdę nie oddychałam.
Wystarczył lekki dotyk jego dłoni,
abym się rozpływała i myślała nad dziwnymi rzeczami. Kiedy się
uśmiechnął, moje serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Miał
najpiękniejszy uśmiech na ziemi.
Moje serce przestało bić w momencie,
kiedy uniósł moją dłoń do ust. Prawie zetknął moja skórę ze
swoimi ustami, kiedy moja matka nagle przerwała tą magiczna chwil i
odciągnęła Nialla ode mnie.
Cholera! Cudownie było wypowiadać
jego imię w myślach, a co dopiero na głos.
Jednakże matka mnie wkurzyła, jakim
prawem przeszkodziła mi w takim momencie.
-to pan uratował moją córkę? -lekko
oszołomiony Niall skinął głowa -jestem panu bardzo wdzięczna...
jednakże -wiedziałam, że będzie jakieś ale -jak pan mógł
ryzykować swoim życiem. Mogłabym mieć pana na sumieniu -miałam
ochotę podejść i uderzyć moją matkę. Wiedziałam, że nie liczy
się z moim życiem, ale nie musiała tego mówić na głos. Nie
musiała tego mówić MU.
-witaj, piękna nieznajoma -drugi z
nich pojawił się obok mnie, odwracając moja uwagę od mojej matki
i od Nialla -Louis -ucałował moją dłoń. Jego lekki zarost
podrażnił moją skórę. Byłam ciekawa jakby to było jakby jednak
moja matka nie przeszkodziła Niallowi i poczułabym jego usta na
swojej skórze. -Niall, miałeś racje -zwrócił się do
przyjaciela. Poczułam się źle. Po tych słowach, rożne głupie
rzeczy przychodziły mi do głowy. np. że nie potrzebnie ryzykował
dla mnie życie -dla takiej piękności, sam bym rzucił się z dachu
-wyszeptał, a ja zarumieniłam się po same końcówki włosów.
Odwróciłam wzrok od Louisa i
natknęłam się na wzrok Nialla. Patrzał na mnie z uśmiechem, było
coś w nim takiego, że z jednej strony go nienawidziłam, ale z
drugiej polubiłam go od pierwszej chwili. Od chwili, kiedy nazwał
mnie Roszpunką. Jego głos był tak jedwabiście czysty, że
chciałabym usłyszeć jak śpiewa.
-pomyliłeś mnie z Diaboliną
-wyszeptałam i po chwili zorientowałam się, że moje słowa
usłyszeli wszyscy w pokoju. Niall przestał się uśmiechać i teraz
patrzał na mnie z poważną miną, natomiast jego przyjaciel,
patrzał na nas ze zdziwieniem.
Chyba powinnam wymienić „swój”
filtr mowy!
Wspaniały rozdział :) Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńDzięki:D
Usuń