Rozdział
nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe
słowa"
*Britt*
-co
ty powiedziałaś?! -byłam zła, a wręcz wściekła. Moja siostra
zawsze była wredną suką!
-to
co słyszałaś -miałam ochotę zedrzeć ten jej głupkowaty uśmiech
z twarzy. Zacisnęłam mocno dłonie na podłokietnikach fotela. Nie
minęło nawet cztery lata, a ta idiotka dobrała się do mojego
chłopaka.
-dziwka
-wariatka
-podeszła do mnie i nachyliła się nade mną -jesteś wariatką.
Nikogo normalnego nie zamykają w psychiatryku -jej śmiech dudniał
mi w uszach
-wyjdź
-wskazałam jej drzwi. Miałam ochotę ją zabić. Chyba zrobiłabym
przysługę całemu światu.
-nie
ma sprawy, bo się jeszcze zarażę -zatrzasnęła drzwi za sobą.
*Niall*
Budzik
dzwonił w nieskończoność. Miałem ochotę rzucić nim o ścianę.
Chciałem się zagrzebać pod kołdrą i schować przed całym
światem.
-Niall,
kochanie chodź na śniadanie -głos mamy wybudził mnie z moich
dramatycznych myśli.
Wyłączyłem
ten pieprzony budzik i wstałem z łóżka. Była prawie 9.
Jęknąłem,
kiedy przypomniałem sobie, że byłem umówiony z Benem. Pewnie się
tu zaraz zjawi, albo już jest.
Zawlokłem
się do kuchni i jak przypuszczałem, przez stole "koczował"
Ben. Pił kawę.
-byliśmy umówieni -odstawił kubek i
spojrzał na mnie. Jego punktualność mnie śmieszyła.
-tak... -tylko na tyle było mnie stać.
Nie miałem ochoty nawet otwierać ust.
Usiadłem na krześle i zabrałem się
za śniadanie. Nie byłem oczywiście głodny, chciałem po prostu
czymś się zająć.
-jestem zmęczony -zacząłem, jak
tylko powróciła mi zdolność mówienia -chyba mam depresje
Ben spojrzał na mnie zdziwiony.
-nie pieprz głupot, Niall -jego śmiech
moje uszy.
-zaszyłbym się najlepiej w swoim
pokoju..
-jesteś głupi -przerwał śmiech. Nie
miałem ochoty rozmawiać z nim o moich problemach, ale nie oszukujmy
się. Był jedynym odpowiednim człowiekiem -nie masz depresji,
idioto
-powiedział psychiatra -teraz, to ja
się roześmiałem
-Niall. Daj spokój. Masz wszystko,
oprócz depresji...
*
Całą drogę do szpitala myślałem o
tym co powiedział mi Ben. Może miał racje. Jednak prawda była
taka, że nie czułem się najlepiej.
Byłem tak pogrążony w swoich
myślach, że nawet nie zauważyłem jak dotarliśmy pod szpital.
-co jest, kurwa? -potrząsnąłem głową
i spojrzałem na Bena. Z faktu, że nieczęsto słyszałem z jego ust
aż tak ostre słowa.
Patrzał przed siebie z szeroko
otwartymi oczami. Z zaciekawieniem spojrzałem na to co on patrzał.
Wbiłem się w fotel. Z jednego z okien wystawały nogi. Na parapecie
siedziała jakaś dziewczyny i raczej nie miała ochoty się
przewietrzyć. Po takim upadku będzie cudem jeśli przeżyje.
-kto to? -zapytałem wysiadając z
auta. Podszedłem do Bena, który stanął już naprzeciwko budynku.
-moja pacjentka
-nie dziwię się, że chce wyskoczyć
-roześmiałem się. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego. -jak
traktujesz wszystkich pacjentów jak mnie rano...
-Britt! -nawet na mnie nie spojrzał,
jednak widziałem, ze go wkurzyłem. Sam bym się zdziwił.
-dlaczego nikt ją stamtąd nie
ściągnął?!
-zaryglowała się w pokoju -obok nas
stanęła jakaś kobieta -wezwaliśmy już pomoc.
-Britt! -krzyk Bena było chyba
słychać na końcu miasta -co ty robisz?
-to co widać -mruknąłem.
Ben spojrzał mnie zły.
-nie wygłupiaj się, złaś z tego
okna!
-skaczę! -jej delikatny głos
przypominał Anielski Chór. Nagle zrobiło mi się jakoś ciepło.
Nie mogłem przyglądać się ten scenie bezczynnie.
Spojrzałem na Bena, który załamany
przykucnął i złapał się za głowę.
-które to piętro? -Ben nawet nie
drgnął. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać
-szóste -dobrze, że przynajmniej ktoś
zaszczycił mnie odpowiedzią.
-pokój ? -zapytałem kobiety
-sto piąty -odparła
Ruszyłem w stronę budynku. Chyba nikt
nawet nie zauważył, że sobie poszedłem.
Dobra, tak naprawdę to nie miałem
ochoty tu sterczeć, a chciałem iść do domu. A dopóki ta
dziewczyna siedziała na oknie, nie było szans.
Wszedłem do budynku i wsiadłem do
windy. Nie patrząc na nic wcisnąłem szóstkę. Kobieta, która
stała w rogu, spojrzała na mnie zdziwiona.
-kurwa, szybciej -winda jak na złość
ciągnęła się w nieskończoność
-zero kultury -od prychnęła kobieta
-słucham?
-ta dzisiejsza młodzież...
-na szóstym piętrze jest dziewczyna,
która chce wyskoczyć z okna. Jest możliwość, że nie zdążę na
czas -pokręciłem głową -po co mi kultura?
Kobieta skuliła się i już nie
odezwała.
Wreszcie po ślimaczym tempie, winda
otworzyła się i wyszedłem na odział. Rozejrzałem się wokoło.
Zobaczyłem grupkę ludzi walącą do drzwi.
-Britt! -krzyczała jedna z osób przy
drzwiach.
Wszedłem do pokoju prędzej. Na
łóżkach leżały kobiety, a w oknach były kraty. Cudownie. Jednak
z kobiet leżących na łóżkach podeszła do okna, tak jakby mnie w
ogóle tam nie było.
Odsunąłem się od okna i podszedłem
do drzwi. Złapałem się za czoło, kiedy zobaczyłem, że nie ma
klamki od środka. Miałem tyle szczęścia, że ich nie zamknąłem.
Wyszedłem z pokoju i ominąłem grupkę
ludzi i wszedłem do kolejnego pokoju. Był praktycznie pusty. Na
łóżku siedziała młoda dziewczyna i czytała książkę.
Podszedłem do okna.
Na szczęście nie było w nim krat.
Otworzyłem je i wystawiłem głowę. Widziałem tylko zwisające
nogi.
Boże, bardzo zgrabne nogi!
Wychyliłem się bardziej, aby złapać
się rynny, która oddzielała oba okna.
-niech pan nie skacze -poczułem dłoń
na ramieniu. Odwróciłem głowę i ujrzałem twarz dziewczyny.
Uśmiechnąłem się do niej.
-nie mam zamiaru.
Oooo...jakie fajne zakończenie rozdziału *.* bardzo mi się podoba to opowiadanie :) czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że po lubisz tak samo "Ich" jak Julię i Harrego ^^
Usuńpozdrawiam:*