piątek, 6 listopada 2015

Zadziwiająca Dwójka


Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"

*Britt*
-co ty powiedziałaś?! -byłam zła, a wręcz wściekła. Moja siostra zawsze była wredną suką!
-to co słyszałaś -miałam ochotę zedrzeć ten jej głupkowaty uśmiech z twarzy. Zacisnęłam mocno dłonie na podłokietnikach fotela. Nie minęło nawet cztery lata, a ta idiotka dobrała się do mojego chłopaka.
-dziwka
-wariatka -podeszła do mnie i nachyliła się nade mną -jesteś wariatką. Nikogo normalnego nie zamykają w psychiatryku -jej śmiech dudniał mi w uszach
-wyjdź -wskazałam jej drzwi. Miałam ochotę ją zabić. Chyba zrobiłabym przysługę całemu światu.
-nie ma sprawy, bo się jeszcze zarażę -zatrzasnęła drzwi za sobą.

*Niall*
Budzik dzwonił w nieskończoność. Miałem ochotę rzucić nim o ścianę. Chciałem się zagrzebać pod kołdrą i schować przed całym światem.
-Niall, kochanie chodź na śniadanie -głos mamy wybudził mnie z moich dramatycznych myśli.
Wyłączyłem ten pieprzony budzik i wstałem z łóżka. Była prawie 9.
Jęknąłem, kiedy przypomniałem sobie, że byłem umówiony z Benem. Pewnie się tu zaraz zjawi, albo już jest.
Zawlokłem się do kuchni i jak przypuszczałem, przez stole "koczował" Ben. Pił kawę.
-byliśmy umówieni -odstawił kubek i spojrzał na mnie. Jego punktualność mnie śmieszyła.
-tak... -tylko na tyle było mnie stać. Nie miałem ochoty nawet otwierać ust.
Usiadłem na krześle i zabrałem się za śniadanie. Nie byłem oczywiście głodny, chciałem po prostu czymś się zająć.
-jestem zmęczony -zacząłem, jak tylko powróciła mi zdolność mówienia -chyba mam depresje
Ben spojrzał na mnie zdziwiony.
-nie pieprz głupot, Niall -jego śmiech moje uszy.
-zaszyłbym się najlepiej w swoim pokoju..
-jesteś głupi -przerwał śmiech. Nie miałem ochoty rozmawiać z nim o moich problemach, ale nie oszukujmy się. Był jedynym odpowiednim człowiekiem -nie masz depresji, idioto
-powiedział psychiatra -teraz, to ja się roześmiałem
-Niall. Daj spokój. Masz wszystko, oprócz depresji...
*
Całą drogę do szpitala myślałem o tym co powiedział mi Ben. Może miał racje. Jednak prawda była taka, że nie czułem się najlepiej.
Byłem tak pogrążony w swoich myślach, że nawet nie zauważyłem jak dotarliśmy pod szpital.
-co jest, kurwa? -potrząsnąłem głową i spojrzałem na Bena. Z faktu, że nieczęsto słyszałem z jego ust aż tak ostre słowa.
Patrzał przed siebie z szeroko otwartymi oczami. Z zaciekawieniem spojrzałem na to co on patrzał. Wbiłem się w fotel. Z jednego z okien wystawały nogi. Na parapecie siedziała jakaś dziewczyny i raczej nie miała ochoty się przewietrzyć. Po takim upadku będzie cudem jeśli przeżyje.
-kto to? -zapytałem wysiadając z auta. Podszedłem do Bena, który stanął już naprzeciwko budynku.
-moja pacjentka
-nie dziwię się, że chce wyskoczyć -roześmiałem się. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego. -jak traktujesz wszystkich pacjentów jak mnie rano...
-Britt! -nawet na mnie nie spojrzał, jednak widziałem, ze go wkurzyłem. Sam bym się zdziwił.
-dlaczego nikt ją stamtąd nie ściągnął?!
-zaryglowała się w pokoju -obok nas stanęła jakaś kobieta -wezwaliśmy już pomoc.
-Britt! -krzyk Bena było chyba słychać na końcu miasta -co ty robisz?
-to co widać -mruknąłem.
Ben spojrzał mnie zły.
-nie wygłupiaj się, złaś z tego okna!
-skaczę! -jej delikatny głos przypominał Anielski Chór. Nagle zrobiło mi się jakoś ciepło. Nie mogłem przyglądać się ten scenie bezczynnie.
Spojrzałem na Bena, który załamany przykucnął i złapał się za głowę.
-które to piętro? -Ben nawet nie drgnął. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać
-szóste -dobrze, że przynajmniej ktoś zaszczycił mnie odpowiedzią.
-pokój ? -zapytałem kobiety
-sto piąty -odparła
Ruszyłem w stronę budynku. Chyba nikt nawet nie zauważył, że sobie poszedłem.
Dobra, tak naprawdę to nie miałem ochoty tu sterczeć, a chciałem iść do domu. A dopóki ta dziewczyna siedziała na oknie, nie było szans.
Wszedłem do budynku i wsiadłem do windy. Nie patrząc na nic wcisnąłem szóstkę. Kobieta, która stała w rogu, spojrzała na mnie zdziwiona.
-kurwa, szybciej -winda jak na złość ciągnęła się w nieskończoność
-zero kultury -od prychnęła kobieta
-słucham?
-ta dzisiejsza młodzież...
-na szóstym piętrze jest dziewczyna, która chce wyskoczyć z okna. Jest możliwość, że nie zdążę na czas -pokręciłem głową -po co mi kultura?
Kobieta skuliła się i już nie odezwała.
Wreszcie po ślimaczym tempie, winda otworzyła się i wyszedłem na odział. Rozejrzałem się wokoło. Zobaczyłem grupkę ludzi walącą do drzwi.
-Britt! -krzyczała jedna z osób przy drzwiach.
Wszedłem do pokoju prędzej. Na łóżkach leżały kobiety, a w oknach były kraty. Cudownie. Jednak z kobiet leżących na łóżkach podeszła do okna, tak jakby mnie w ogóle tam nie było.
Odsunąłem się od okna i podszedłem do drzwi. Złapałem się za czoło, kiedy zobaczyłem, że nie ma klamki od środka. Miałem tyle szczęścia, że ich nie zamknąłem.
Wyszedłem z pokoju i ominąłem grupkę ludzi i wszedłem do kolejnego pokoju. Był praktycznie pusty. Na łóżku siedziała młoda dziewczyna i czytała książkę. Podszedłem do okna.
Na szczęście nie było w nim krat. Otworzyłem je i wystawiłem głowę. Widziałem tylko zwisające nogi.
Boże, bardzo zgrabne nogi!
Wychyliłem się bardziej, aby złapać się rynny, która oddzielała oba okna.
-niech pan nie skacze -poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem głowę i ujrzałem twarz dziewczyny. Uśmiechnąłem się do niej.

-nie mam zamiaru.

2 komentarze:

  1. Oooo...jakie fajne zakończenie rozdziału *.* bardzo mi się podoba to opowiadanie :) czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że po lubisz tak samo "Ich" jak Julię i Harrego ^^
      pozdrawiam:*

      Usuń