„Rozdział nie jest
ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa”
*Niall*
-Niall, proszę -oczy Bena świdrowały
mnie. Zaczynałem się powoli go bać.
-stary, zrozum. Nie mogę -naprawdę
nie mogłem tego dla niego zrobić. Nie czułem się komfortowo w
takich miejscach.
-zrób to dla mnie. Jesteśmy przecież
rodziną -jego oczy się rozszerzyły i wyglądał jak małe dziecko,
które zaraz miałoby się rozpłakać, bo mamusia nie kupiła mu
lizaczka.
Zmierzyłem go wzrokiem. To był cios
po niżej pasa z jego strony. Dobrze wiedział, że jestem lojalny
rodzinie. Ten cholernik wiedział, gdzie uderzyć, ale co ja się
dziwię, taki miał zawód.
-Niall -jego uśmiech przypominał
teraz uśmiech Kota z Cheshire. Wiedział, że mnie podszedł. Myślę,
że jeśli by mógł to teraz by sobie zaczął bić brawo.
Był bratem Denise, a ją kochałem jak
własną siostrę, ale w tym momencie miałem ochotę zabić jej
rodzonego barta.
Nie rozumiałem dlaczego wszyscy coś
chcieli ode mnie. Miałem pierwszy raz od sześciu lat prawdziwe
wole, a nikt nie chce dać mi spokoju.
Zastanawiam się kiedy wreszcie
odpocznę!
-Ben, jestem zmęczony -byłem coraz
bardziej zrezygnowany, a on to widział. Widział jak mięknę
-Naill, proszę...
Czy on nie mógł zrozumieć, że nie
mogę iść z nim do tego przeklętego szpitala?! Nie umiem robić za
małpkę, która pociesza innych.
Czy nie mógł zrozumieć, że przeraża
mnie śmierć!!
Na samą myśl miałem ciarki. Drżały
mi dłonie. Musiałem je mocniej zacisnąć na butelce. Jednym
duszkiem wypiłem resztę piwa, Ben nie odrywał ode mnie wzroku.
-obiecałem spełnić życzenie jednej
z dziewczynek -jego szept drażnił moje uszy -nie zostało jej...
-przerwałem mu uderzając butelką o stół. Nie mogłem tego
słuchać. To wszystko rozrywało mi serce. Słyszałem w uszach
uderzenia swojego serca, mogłem bez przeszkód policzyć jego
uderzenia.
-zastanowię się -byłem już na tyle
zrezygnowany, że nie miałem sił się już bronić
Kolejny raz Ben nade mną triumfował.
Popieprzony psychiatra, wiedział gdzie włożyć kij, alby zabolało
i żeby człowiek zmiękł. Lubiłem go, ale w takich momentach jak
ten, moja nienawiść do niego rosła. Od kiedy po cichu wkręcił
się w naszą rodzinę, robił niezły zamęt.
-jutro o 9 -patrzałem jak wstaje
-dzięki, stary -klepnął mnie w ramie.
Miałem ochotę skręcić mu kark.
Każdego dnia coraz bardziej miałem ochotę go zabić!
Wkurzał mnie gorzej niż Louis.
Musiałem wziąć kilka głębokich
oddechów, alby się uspokoić. Byłem, przecież uważany za
spokojnego, ale tak naprawdę w głębi mnie cykała bomba, która
niedługo miała wybuchnąć. Tak naprawdę to jestem zły, a dobroć
to tylko maska.
-Niall -do kuchni weszła mama. Jak
zawsze uśmiechnięta.
-mamo -rozluźniłem się trochę. Przy
niej zawsze się uspokajałem
Kochałem wracać do domu. Tu zawsze
mogłem się odprężyć, uzyskać spokój ducha. Tu nie musiałem
udawać spokoju, bo tu byłem spokojny.
-idź spać , kochanie -poczułem jak
całuje mnie w czubek głowy.
-idę, idę -wstałem powoli i mocno ją
do siebie przytuliłem. Mogłem oddać wszystko to co mam za takie
chwile -kocham cię, mamo -szepnąłem
-ja ciebie też, ale teraz idź spać
-zobaczyłem jak ociera łzę. Uśmiechnąłem się do niej. To był
najbardziej intensywny rok w moim życiu.
Musiałem odpocząć i cieszyłem się,
że mogłem zrobić to w domu.
Usiadłem na swoim łóżku i jak na
zawołanie dostałem wiadomość, od Harrego.
Hazz: opalamy dupy!!!!
Bardzo się
cieszyłem szczęściem przyjaciela. Od kiedy w życiu Harrego
pojawiła się Julia, on jakby zrobił
zwrot o 360°.
Ożył.
Ja: tylko go nie przypal, bo nie bd miał na czym siedzieć :)
Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku. Czułem się dziwnie. Jako jedyny zostałem w domu. Reszta wybrała się na cieplejsze wakacje.A ja po prostu nie miałem na to siły. Czułem się jakbym miał depresje.Kurwa, chyba naprawdę miałem depresje.
Hazz: nie martw się o nią! za jakiś czas bd mógł ją zobaczyć na żywo :)
Ja: pozdrów Julię :)
Hazz: ona też Cię pozdrawia :)
Wyłączyłem telefon. Naprawdę było ze mną coś nie tak. Może powinienem umówić się na jakąś wizytę u psychologa. Chyba uzależniłem się od pracy i teraz mam syndrom odstawienniczy.
Nie czułem się dobrze, gdy byłem sam.
Ja: tylko go nie przypal, bo nie bd miał na czym siedzieć :)
Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku. Czułem się dziwnie. Jako jedyny zostałem w domu. Reszta wybrała się na cieplejsze wakacje.A ja po prostu nie miałem na to siły. Czułem się jakbym miał depresje.Kurwa, chyba naprawdę miałem depresje.
Hazz: nie martw się o nią! za jakiś czas bd mógł ją zobaczyć na żywo :)
Ja: pozdrów Julię :)
Hazz: ona też Cię pozdrawia :)
Wyłączyłem telefon. Naprawdę było ze mną coś nie tak. Może powinienem umówić się na jakąś wizytę u psychologa. Chyba uzależniłem się od pracy i teraz mam syndrom odstawienniczy.
Nie czułem się dobrze, gdy byłem sam.
*Britt*
Chciałabym żyć w miejscu, gdzie nie
ma nikogo, w miejscu gdzie jest nicość. W miejscu, w którym nie
zrobiłabym nikomu krzywdy.
Może powinnam nie żyć, bo po co
żyję? Uprzykrzam tylko innym życie. Nie nadaję się do niczego.
-Britt, kochanie -głos matki wprowadza
mnie w jeszcze gorszą depresje. Nie wiem po co ona tu jeszcze
przychodzi. Mogłaby mnie zostawić już w spokoju.
Nie odwracam się do niej, wiem co
zobaczę znowu w jej oczach. Nie chciałam widzieć znowu żalu,
smutku i wyrzutów sumienia. To mnie za bardzo bolało.
-nie teraz, mamo -mój głos był
zachrypnięty.
Czułam całym ciałem, ze po moich
słowach mama zaczyna płakać. Nie muszę tego słyszeć, aby o tym
wiedzieć.
Nie chciałam, aby ktoś się nade mną
litował.
-Britt, proszę...
-mamo! -nie wytrzymałam, musiałam
krzyknąć. Chciałam aby stąd wyszła, chciałam aby mnie
zostawiła. Myślała, że przywożąc mnie tu kolejny raz, to mi
pomoże, ale prawda była taka, że ten szpital zabijał mnie powoli
od środka. Zabijał moją duszę. Brał ją w swoje łapska i rwał
na maleńkie kawałki. Byłam już praktycznie pusta w środku. Nawet
nie wiem po co jeszcze żyłam.
„Anioł Stróż, cię uratował”
-to były słowa księdza, który przychodził do mnie tuż po
wypadku. Nie wierzyłam w Boga, ani w nic co nie mogłam zobaczyć.
Bawili mnie ludzie, którzy ciągle się modlili.
Roześmiałam się.
-Britt... -poczułam dłoń matki na
ramieniu. Spojrzałam na jej dłoń. Ona pewnie myślała, że
jeszcze bardziej mi odbiło. Nawet nie chciała się dowiedzieć co
dzieje się w mojej głowie. Ona wolała słuchać innych i oceniała
mnie już z góry.
Wariatki powinny siedzieć w
zamknięciu.
Ale, czy ja naprawdę byłam wariatką?
Wow ;o fajny rozdział :) najbardziej zaciekawiła mnie w nim postać Britt :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń:) cieszę się:)
Usuńdziękuję i pozdrawiam:*