środa, 25 listopada 2015

Cztery


*Niall*
Otworzyłem najpierw jedno oko, a później drugie.
-umarłem? -pytałem sam siebie. To był chyba najgorszy moment w moim życiu.
-nic panu nie jest? -zapytał mnie jakiś przytłumiony głos. Byłem prawie głuchy. Słyszałem wszystko w około, tak jakby szeptało. Wiedziałem, że ludzie w około mnie krzyczą. Wiedziałem, że przeżyłem.
Wielki dmuchany materac, nagle zaczął się uginać pod czyimś ciężarem.
-Boże, Niall -chyba wolałbym zobaczyć przed sobą kostuchę, niż jego. Odepchnąłem jego ręce, kiedy zaczął mnie macać po twarzy. Kręciło mi się w głowie, nic praktycznie nie słyszałem, a on jeszcze mnie tu zadręczał jakimiś dziwnymi pytaniami.
Nagle coś mnie szarpnęło. Czyjeś ręce złapały mnie za barki i ściągnęły z materaca.
Ulokowali mnie pod ścianą. Jej przyjemny chłód ukoił moje rozgrzane ciało.
Brzęczało mi w głowie, ale za to powoli zaczynałem odzyskiwać całkowity słuch.
Zamknąłem oczy i oparłem głowę o ścianę.
Przypomniały mi się teraz słowa, przyjaciela: „ Pewnego dnia budzisz się i zdajesz sobie cholerną sprawę z tego, że Twoje życie jest do dupy, jest jedną wielką ściemą. Robisz rzeczy, do których nie byłeś stworzony. Zdajesz sobie dopiero z tego sprawę, kiedy stoisz nad krawędzią, kiedy stoisz nad przepaścią”
spojrzałem w górę i zobaczyłem zwisający kawałek żelastwa. Spadłem z tego.
Zamknąłem oczy i zdałem sobie sprawę z tego, że moje życie składa się tylko z koncertów, wywiadów, podróży. Może Zayn, też sobie z tego zdał sprawę i dlatego odszedł.
Spojrzałem jeszcze raz na rynnę, pokręciłem głową.
-co ja odpieprzyłem? -moje pytanie zawisło między mną a rynną, którą zaczęli rozmontowywać strażacy.
-dobrze się pan czuje? -spojrzałem na gościa, który przy mnie przykucnął. Po jego białym kitlu można było odgadnąć, że to lekarz.
-tak, czuję bardzo dobrze -praktycznie, odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W głowie przestało mi jeździć, odzyskałem słuch, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Mimo tego, podpierając się o ścianę, wstałem.
-to chyba pana -podał mi mój telefon. Spojrzałem na niego. Był cały, jednak gdy chciałem go odblokować, ekran nawet nie drgnął. Cudownie! Telefon mi się zepsuł.
-Niall, mam ochotę cię zabić! -rzucił Ben, kiedy zjawił się znikąd. Ale u niego to norma.
-no prawie ci się udało -próbowałem się uśmiechnąć, ale moje mięśnie mimiczne odmówiły posłuszeństwa. Mam nadzieję, ze nic sobie nie uszkodziłem -gdzie dziewczyna?
-tym się już nie martw -poklepał mnie po ramieniu. Jak miałem się o to nie martwić? Czy on był głupi, czy tylko takiego udawał?
Rozejrzałem się po terenie szpitala i wtedy ją zobaczyłem. Jej oczy mnie przyciągały jak magnes.
Siedziała na wózku. Pielęgniarka poprawiła jej nogi i przykryła kocem. I wtedy to coś we mnie uderzyło. Zdałem sobie sprawę z tego co jej jest. Boże, ona była niepełnosprawna.
-ona... -zwróciłem się do Bena, on tylko bezradnie pokręcił głową.
-Niall -objął mnie ramieniem -wiedz, że to nie jej ciało jest chore, a umysł.
Uniosłem jedną brew do góry i spojrzałem na niego.

*Britt*
Chciałam umrzeć. Nie rozumiałam dlaczego, mi na to nie pozwolili. Oni nie rozumieli, że trzymając mnie przy życiu, coraz bardziej wprowadzają mnie w obłęd. Zacisnęłam dłonie na wózku. Pozwoliłam pielęgniarce poprawić sobie nogi. Przykryła mnie kocem, a później dostałam coś na uspokojenie.
To było śmieszne!robili ze mnie wariatkę.
Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Z ociągnięciem rozejrzałam się i wtedy napotkałam intensywnie niebieskie oczy. Miałam wrażenie, że przenikają mnie i docierają do najbardziej skrytych wspomnień. Może to było działanie leku, który całkowicie ogarnął moje ciało. Ale tam u góry czułam to samo.
Uśmiechnął się do mnie lekko, ale wtedy Ben coś mu powiedział i jego wyraz twarzy się zmienił. Pewnie powiedział mu co mi dolega. Kolejny facet, który ucieka, aż się za nim kurzy.
Zamknęłam oczy i modliłam się, aby znaleźć się jak najszybciej w swoim pokoju. Ulokują mnie pewnie w izolatce, ale lepsze to niż stać tu i czuć jak wszyscy się na mnie patrzą. Nie chciałam, aby ktoś patrzał na mnie z litością, a on tak na mnie patrzał. Chciałam mu wykrzyczeć w twarz, że go nienawidzę. Nie chciałam aby mnie ratował! Uratował moje beznadziejne życie.
Pielęgniarka zaczęła pchać mój wózek w stronę szpitala. Kiedy przejeżdżałam obok niego, jego wzrok ciągle był ulokowany na mnie. Mogłam utonąć w jego oczach.
Wydawało mi się, że chciał coś powiedzieć, ale milczał. Byłam mu za to wdzięczna.
Za nim jednak zniknęłyśmy w ścianach szpitala zauważyłam, że chciał za nami iść, ale Ben go powstrzymał.
Czy można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie? Na samo wspomnienie o nim dostawałam palpitacji serca.
Pielęgniarka wtoczyła mnie do windy. Na konsoli wcisnęła szóstkę. Przycisk świecił się na czerwono. Musieli mnie nieźle naszpikować lekami, skoro zwracałam uwagę na takie rzeczy.
Nagle jak spod zmieni pojawił się obok nas chłopak, który mnie uratował.
-jak się czujesz? -zapytał. Miałam ochotę mu odpowiedzieć, że czuję się tak jak wyglądam, ale przez to co mi podali nie mogłam mówić. Moje mięśnie były takie wiotkie, nie mogłam nawet poruszyć palcem. Walczyłam z tym, aby moje powieki nie opadły.
Cieszyłam się jednak, że mój umysł działał prawidłowo
-ona pana nie słyszy, podaliśmy jej silne leki -odparła pielęgniarka
Miałam ochotę krzyczeć! Jak to nie słyszę?
-ok -odparł. Jego ciepła dłoń wylądowała na moment, na moim ramieniu. Chciałam go nienawidzić, ale nie mogłam. Jego dotyk był tak przyjemny, że aż nierealny. Moja głowa samoistnie odwróciła się w jego stronę, a powieki opadły.
Drzwi się otworzyły.
-mogę? -usłyszałam jego delikatny głos. Po stoczeniu ciężkiej walki, otworzyłam oczy.
-oczywiście
Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak z uśmiechem pcha mój wózek. Tom nigdy tego nie robił. Patrzał na mnie z odrazą i dlatego pewnie zabrał się za moją siostrę. Ona była lepszą partią niż wariatka na wózku. Leczyli mnie przecież na oddziale psychiatrycznym!
-tu -pielęgniarka wskazała białe drzwi z małym okienkiem. Witaj, izolatko!
-zaniosę ja na łóżko -uwielbiałam słuchać jego szeptu. Był taki ciepły.
-jesteś bardzo miły, chłopcze.
Poczułam jak mnie podnosi. Ciepło jego ciała, ogarnęło mnie całą. Wtuliłam twarz w jego obojczyk. Pachniał cudownie. Czułam to już wtedy, gdy wisieliśmy... ale teraz było jakoś inaczej. Mój węch był bardziej wyczulony. Pozwoliłam opaść powieką.
Nie wiedziałam jakim sposobem moja dłoń wylądowała pod jego koszulą. Miał tak gładką skórę, jakbym dotykała jedwabiu. Była przyjemna w dotyku.
Nie wiem jak, ale udało mi się zacisnąć dłoń w pięść. Musiałam go przy tym podrapać i pociągnąć za włoski na klatce piersiowej.
-ała -jęknął cicho -bardzo ci dziękuję -próbował się nie roześmiać. Czułam to po ruchach jego ciała.
Położył mnie na łóżku i przetarł podrapane miejsce.
-widzę, że lubisz zostawiać po sobie, pamiątki -szepnął. Okrył mnie szczelnie kocem i pogłaskał po włosach -słyszysz mnie, prawda? -mrugnęłam w odpowiedzi oczami, z którymi już nie dawałam rady. Sen, był ode mnie silniejszy -dobranoc.
Wyszedł, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło na moim ciele. Jego zapach unosił się w powietrzu. Usnęłam z myślą o moim rycerzu, który nie okazał się taki zły jak na początku myślałam.

-dziękuję -odparłam w myślach.

4 komentarze:

  1. Bardzo fajne opowiadanie :))) ale szkoda, że tak rzadko dodajesz następne rozdziały :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      chwilowo dodaję rozdziały raz w tygodniu. Nie długo, bd dodawane częściej :)
      pozdrawiam :*
      p.s bardzo się cieszę, ze Ci się podoba :)

      Usuń
  2. Wspaniały rozdział :) czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń