*Niall*
Otworzyłem najpierw jedno oko, a
później drugie.
-umarłem? -pytałem sam siebie. To był
chyba najgorszy moment w moim życiu.
-nic panu nie jest? -zapytał mnie
jakiś przytłumiony głos. Byłem prawie głuchy. Słyszałem
wszystko w około, tak jakby szeptało. Wiedziałem, że ludzie w
około mnie krzyczą. Wiedziałem, że przeżyłem.
Wielki dmuchany materac, nagle zaczął
się uginać pod czyimś ciężarem.
-Boże, Niall -chyba wolałbym zobaczyć
przed sobą kostuchę, niż jego. Odepchnąłem jego ręce, kiedy
zaczął mnie macać po twarzy. Kręciło mi się w głowie, nic
praktycznie nie słyszałem, a on jeszcze mnie tu zadręczał jakimiś
dziwnymi pytaniami.
Nagle coś mnie szarpnęło. Czyjeś
ręce złapały mnie za barki i ściągnęły z materaca.
Ulokowali mnie pod ścianą. Jej
przyjemny chłód ukoił moje rozgrzane ciało.
Brzęczało mi w głowie, ale za to
powoli zaczynałem odzyskiwać całkowity słuch.
Zamknąłem oczy i oparłem głowę o
ścianę.
Przypomniały mi się teraz słowa,
przyjaciela: „ Pewnego dnia budzisz się i zdajesz sobie cholerną
sprawę z tego, że Twoje życie jest do dupy, jest jedną wielką
ściemą. Robisz rzeczy, do których nie byłeś stworzony. Zdajesz
sobie dopiero z tego sprawę, kiedy stoisz nad krawędzią, kiedy
stoisz nad przepaścią”
spojrzałem w górę i zobaczyłem
zwisający kawałek żelastwa. Spadłem z tego.
Zamknąłem oczy i zdałem sobie sprawę
z tego, że moje życie składa się tylko z koncertów, wywiadów,
podróży. Może Zayn, też sobie z tego zdał sprawę i dlatego
odszedł.
Spojrzałem jeszcze raz na rynnę,
pokręciłem głową.
-co ja odpieprzyłem? -moje pytanie
zawisło między mną a rynną, którą zaczęli rozmontowywać
strażacy.
-dobrze się pan czuje? -spojrzałem na
gościa, który przy mnie przykucnął. Po jego białym kitlu można
było odgadnąć, że to lekarz.
-tak, czuję bardzo dobrze
-praktycznie, odpowiedziałem zgodnie z prawdą. W głowie przestało
mi jeździć, odzyskałem słuch, ale nogi odmawiały mi
posłuszeństwa.
Mimo tego, podpierając się o ścianę,
wstałem.
-to chyba pana -podał mi mój telefon.
Spojrzałem na niego. Był cały, jednak gdy chciałem go odblokować,
ekran nawet nie drgnął. Cudownie! Telefon mi się zepsuł.
-Niall, mam ochotę cię zabić!
-rzucił Ben, kiedy zjawił się znikąd. Ale u niego to norma.
-no prawie ci się udało -próbowałem
się uśmiechnąć, ale moje mięśnie mimiczne odmówiły
posłuszeństwa. Mam nadzieję, ze nic sobie nie uszkodziłem -gdzie
dziewczyna?
-tym się już nie martw -poklepał
mnie po ramieniu. Jak miałem się o to nie martwić? Czy on był
głupi, czy tylko takiego udawał?
Rozejrzałem się po terenie szpitala i
wtedy ją zobaczyłem. Jej oczy mnie przyciągały jak magnes.
Siedziała na wózku. Pielęgniarka
poprawiła jej nogi i przykryła kocem. I wtedy to coś we mnie
uderzyło. Zdałem sobie sprawę z tego co jej jest. Boże, ona była
niepełnosprawna.
-ona... -zwróciłem się do Bena, on
tylko bezradnie pokręcił głową.
-Niall -objął mnie ramieniem -wiedz,
że to nie jej ciało jest chore, a umysł.
Uniosłem jedną brew do góry i
spojrzałem na niego.
*Britt*
Chciałam umrzeć. Nie rozumiałam
dlaczego, mi na to nie pozwolili. Oni nie rozumieli, że trzymając
mnie przy życiu, coraz bardziej wprowadzają mnie w obłęd.
Zacisnęłam dłonie na wózku. Pozwoliłam pielęgniarce poprawić
sobie nogi. Przykryła mnie kocem, a później dostałam coś na
uspokojenie.
To było śmieszne!robili ze mnie
wariatkę.
Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Z
ociągnięciem rozejrzałam się i wtedy napotkałam intensywnie
niebieskie oczy. Miałam wrażenie, że przenikają mnie i docierają
do najbardziej skrytych wspomnień. Może to było działanie leku,
który całkowicie ogarnął moje ciało. Ale tam u góry czułam to
samo.
Uśmiechnął się do mnie lekko, ale
wtedy Ben coś mu powiedział i jego wyraz twarzy się zmienił.
Pewnie powiedział mu co mi dolega. Kolejny facet, który ucieka, aż
się za nim kurzy.
Zamknęłam oczy i modliłam się, aby
znaleźć się jak najszybciej w swoim pokoju. Ulokują mnie pewnie w
izolatce, ale lepsze to niż stać tu i czuć jak wszyscy się na
mnie patrzą. Nie chciałam, aby ktoś patrzał na mnie z litością,
a on tak na mnie patrzał. Chciałam mu wykrzyczeć w twarz, że go
nienawidzę. Nie chciałam aby mnie ratował! Uratował moje
beznadziejne życie.
Pielęgniarka zaczęła pchać mój
wózek w stronę szpitala. Kiedy przejeżdżałam obok niego, jego
wzrok ciągle był ulokowany na mnie. Mogłam utonąć w jego oczach.
Wydawało mi się, że chciał coś
powiedzieć, ale milczał. Byłam mu za to wdzięczna.
Za nim jednak zniknęłyśmy w ścianach
szpitala zauważyłam, że chciał za nami iść, ale Ben go
powstrzymał.
Czy można kogoś kochać i nienawidzić
jednocześnie? Na samo wspomnienie o nim dostawałam palpitacji
serca.
Pielęgniarka wtoczyła mnie do windy.
Na konsoli wcisnęła szóstkę. Przycisk świecił się na czerwono.
Musieli mnie nieźle naszpikować lekami, skoro zwracałam uwagę na
takie rzeczy.
Nagle jak spod zmieni pojawił się
obok nas chłopak, który mnie uratował.
-jak się czujesz? -zapytał. Miałam
ochotę mu odpowiedzieć, że czuję się tak jak wyglądam, ale
przez to co mi podali nie mogłam mówić. Moje mięśnie były takie
wiotkie, nie mogłam nawet poruszyć palcem. Walczyłam z tym, aby
moje powieki nie opadły.
Cieszyłam się jednak, że mój umysł
działał prawidłowo
-ona pana nie słyszy, podaliśmy jej
silne leki -odparła pielęgniarka
Miałam ochotę krzyczeć! Jak to nie
słyszę?
-ok -odparł. Jego ciepła dłoń
wylądowała na moment, na moim ramieniu. Chciałam go nienawidzić,
ale nie mogłam. Jego dotyk był tak przyjemny, że aż nierealny.
Moja głowa samoistnie odwróciła się w jego stronę, a powieki
opadły.
Drzwi się otworzyły.
-mogę? -usłyszałam jego delikatny
głos. Po stoczeniu ciężkiej walki, otworzyłam oczy.
-oczywiście
Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak
z uśmiechem pcha mój wózek. Tom nigdy tego nie robił. Patrzał na
mnie z odrazą i dlatego pewnie zabrał się za moją siostrę. Ona
była lepszą partią niż wariatka na wózku. Leczyli mnie przecież
na oddziale psychiatrycznym!
-tu -pielęgniarka wskazała białe
drzwi z małym okienkiem. Witaj, izolatko!
-zaniosę ja na łóżko -uwielbiałam
słuchać jego szeptu. Był taki ciepły.
-jesteś bardzo miły, chłopcze.
Poczułam jak mnie podnosi. Ciepło
jego ciała, ogarnęło mnie całą. Wtuliłam twarz w jego obojczyk.
Pachniał cudownie. Czułam to już wtedy, gdy wisieliśmy... ale
teraz było jakoś inaczej. Mój węch był bardziej wyczulony.
Pozwoliłam opaść powieką.
Nie wiedziałam jakim sposobem moja
dłoń wylądowała pod jego koszulą. Miał tak gładką skórę,
jakbym dotykała jedwabiu. Była przyjemna w dotyku.
Nie wiem jak, ale udało mi się
zacisnąć dłoń w pięść. Musiałam go przy tym podrapać i
pociągnąć za włoski na klatce piersiowej.
-ała -jęknął cicho -bardzo ci
dziękuję -próbował się nie roześmiać. Czułam to po ruchach
jego ciała.
Położył mnie na łóżku i przetarł
podrapane miejsce.
-widzę, że lubisz zostawiać po
sobie, pamiątki -szepnął. Okrył mnie szczelnie kocem i pogłaskał
po włosach -słyszysz mnie, prawda? -mrugnęłam w odpowiedzi
oczami, z którymi już nie dawałam rady. Sen, był ode mnie
silniejszy -dobranoc.
Wyszedł, pozostawiając po sobie
przyjemne ciepło na moim ciele. Jego zapach unosił się w
powietrzu. Usnęłam z myślą o moim rycerzu, który nie okazał się
taki zły jak na początku myślałam.
-dziękuję -odparłam w myślach.
Bardzo fajne opowiadanie :))) ale szkoda, że tak rzadko dodajesz następne rozdziały :(
OdpowiedzUsuńWitaj :)
Usuńchwilowo dodaję rozdziały raz w tygodniu. Nie długo, bd dodawane częściej :)
pozdrawiam :*
p.s bardzo się cieszę, ze Ci się podoba :)
Wspaniały rozdział :) czekam na więcej :*
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
Usuńpozdrawiam:*