Rzuciłem
kolejna chusteczkę gdzieś w stronę drzwi. Mój ostatni tydzień
wyglądamy tak samo.
Milion
chusteczek, cała szafa jakiś leków... łóżeczko, ciepła
kołderka i ja, umierający. Bolały mnie wszystkie mięśnie, mój
głos przypominał skrzeczenie wrony. Temperatura ciała nie miała
mniej niż 38stopni. Zaprawiłem się doskonale, nic dodać nic ująć.
W
ostatniej chwili chwyciłem za chusteczkę. Kichnąłem tak mocno, że
aż rozbolała mnie twarz. Jedno szczęście, że zawartość mojego
nosa wylądowała w chusteczce a nie gdzieś obok.
Miałem
ochotę umrzeć.
Ponad
tydzień leżenia w łóżku i pieprzona grypa jeszcze mnie trzymała.
Lekarz mówił, że idzie ku lepszemu i zmienił mi leki z
zaznaczeniem, że jeśli się nie poprawi wyląduję w szpitalu.
Jakoś nie miałem ochoty tam przebywać. Wakacje w tak ekskluzywnym
hotelu jak szpital... nie interesowały mnie.
Usiadłem
na łóżku i jęknąłem głośno. Miałem wrażenie, że moja głową
zaraz eksploduje, a moje wnętrzności wylądują na zewnątrz.
-Liam,
gdzie ty wstajesz? -spojrzałem na mamę i ponownie się położyłem.
Nie miałem siły.
Czeka
mnie śmierć w męczarniach.
Ułożyłem
dłonie na brzuchu... miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
-musisz
leżeć, kochanie... -poczułem na czole zimną dłoń mamy. Tego mi
było trzeba, okładu.
No
dobra, najbardziej mi potrzeba było 'zdrowia'. Miałem jeszcze
tydzień, aby stanąć na nogi. Dokładnie za osiem dni mieliśmy
grać koncert w Londynie. Tyle właśnie było dobrego, że to tak
blisko.
Szybko
przyłożyłem chusteczkę do twarzy, kiedy kichnąłem o mało nie
zawyłem z bólu. Miałem wrażenie, że rozsadzi mi głowę.
Nienawidzę
chorowania!! Chyba wolałbym umrzeć niż w dalszym ciągu przeżywać
te katusze.
Uniosłem
dłoń do góry i zasłoniłem oczy. One także mnie bolały i miały
zamiar wystrzelić w kosmos.
-umieram...
-weź
leki i nie marudź -mama położyła na stoliku obok łóżka
kilkanaście kolorowych tabletek. Zagarnąłem wszystkie do dłoni i
wsypałem do ust. Popiłem wodą, która w połączeniu z ohydnym
smakiem tabletek, smakowała okropnie.
-jakbyś
się czuła jak ja, to byś zrozumiała! -krzyknąłem i o mało nie
wyplułem żołądka. To był zły pomysł.
-nie
jęcz...
Chciałbym,
ale chyba będzie ciężko, bo muszę iść do łazienki, a wstanie z
łóżka równa się nieziemskiemu bólowi całego ciała.
Z
wielkim trudem wstałem i podpierając się wszystkiego co było po
drodze dotarłem do łazienki. Za nim jednak załatwiłem swoją
potrzebę, zamknąłem za sobą drzwi i obsunąłem się na śliskich
drzwiach. Kiedy mój tyłek zderzył się z zimną powierzchnią
płytek, odetchnąłem z ulgą. Przyjemny chłód zaczął rozchodzić
się po moim całym ciele.
Na
czworaka poczłapałem się w stronę umywali. Z lekkim trudem
stanąłem na nogi. Odkręciłem wodę i kilka razy obmyłem twarz
zimną wodą. Jakby mnie mama teraz zobaczyła, pewnie skończyłbym
jako przekąska dla naszego psa.
-Liam...
wychodzisz już?
Spojrzałem
w stronę drzwi i się skrzywiłem. Dopiero co tu wszedłem, a już
mnie wyganiają... nie ma to jak rodzina.
-zaraz...
Miałem
strasznie zachrypnięty głos... nawet nie chciałbym teraz zacząć
śpiewać. Pewnie na sam dźwięk mojego głosu pouciekali by z
krzykiem. Musiałem akurat zachorować w okresie, kiedy mamy
najwięcej koncertów. Przez to, że teraz praktycznie umieram
musieliśmy odwołać trzy koncerty, a czwarty wisiał na włosku.
Musiałem
ogarnąć dupę. Nie lubię być wyautowany z gry.
Kiedy
tylko wyszedłem z łazienki, ponownie zagrzebałem się pod
cieplutką kołderką. Po tym małym spacerze byłem trochę zmęczony
i miałem ochotę zasnąć, ale najgorsze w tym było to, że właśnie
to sen nie nadchodził. Moje ciało było wymęczone, ale chyba
choroba trochę zakłóciła jego funkcjonowanie. Nie mogłem usnąć
za cholerę.
Sięgnąłem
po telefon, aby sprawdzić wszystkie portale społecznościowe i
poczytać trochę informacji. Miałem nadzieję, że to mnie trochę
zamuli i usnę.
Przejrzałem
najpierw informacje z których dowiedziałem się, że mam romans z
jakąś gwiazdą pop, której w życiu nie widziałem na oczy. Do
tego niby odszedłem z zespołu, dlatego One Direction nie koncertuje
i pewnie zespół się rozpadnie. Nie ma jak milion informacji...
wyssanych z palca.
Poszperałem
trochę i z oględzin portali społecznościowych dowiedziałem się,
że Lou i Daniell(jego dziewczyna) są w Monaco. Milion zdjęć i to
nie koniecznie zrobionych za zgodą Lou.
Zero
wzmianek o Harry'm, czy Niall'u. Tych dwóch odkąd odnalazło swoją
życiową miłość w ogóle nie wchodzili w drogę paparazzi.
Trzymali 'ramę' i nie imprezowali, a jak już to robili to ze swoimi
wybrankami.
Julia
prędzej by wyrwała Harry'emu co nieco jakby okazało się, że ten
imprezuje w jakimś klubie, a Damien by mu pewnie poprawił.
Przesrane jest chodzić z siostrą swojego najlepszego przyjaciela.
Przejrzałem
jeszcze instagram i Twitter.
Odłożyłem
telefon i z wielką ulgą stwierdziłem, że chyba jednak zasnę.
Miałem nadzieję, że kiedy się obudzę... wszystko minie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz