poniedziałek, 13 czerwca 2016

One


Rzuciłem kolejna chusteczkę gdzieś w stronę drzwi. Mój ostatni tydzień wyglądamy tak samo.
Milion chusteczek, cała szafa jakiś leków... łóżeczko, ciepła kołderka i ja, umierający. Bolały mnie wszystkie mięśnie, mój głos przypominał skrzeczenie wrony. Temperatura ciała nie miała mniej niż 38stopni. Zaprawiłem się doskonale, nic dodać nic ująć.
W ostatniej chwili chwyciłem za chusteczkę. Kichnąłem tak mocno, że aż rozbolała mnie twarz. Jedno szczęście, że zawartość mojego nosa wylądowała w chusteczce a nie gdzieś obok.
Miałem ochotę umrzeć.
Ponad tydzień leżenia w łóżku i pieprzona grypa jeszcze mnie trzymała. Lekarz mówił, że idzie ku lepszemu i zmienił mi leki z zaznaczeniem, że jeśli się nie poprawi wyląduję w szpitalu. Jakoś nie miałem ochoty tam przebywać. Wakacje w tak ekskluzywnym hotelu jak szpital... nie interesowały mnie.
Usiadłem na łóżku i jęknąłem głośno. Miałem wrażenie, że moja głową zaraz eksploduje, a moje wnętrzności wylądują na zewnątrz.
-Liam, gdzie ty wstajesz? -spojrzałem na mamę i ponownie się położyłem. Nie miałem siły.
Czeka mnie śmierć w męczarniach.
Ułożyłem dłonie na brzuchu... miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
-musisz leżeć, kochanie... -poczułem na czole zimną dłoń mamy. Tego mi było trzeba, okładu.
No dobra, najbardziej mi potrzeba było 'zdrowia'. Miałem jeszcze tydzień, aby stanąć na nogi. Dokładnie za osiem dni mieliśmy grać koncert w Londynie. Tyle właśnie było dobrego, że to tak blisko.
Szybko przyłożyłem chusteczkę do twarzy, kiedy kichnąłem o mało nie zawyłem z bólu. Miałem wrażenie, że rozsadzi mi głowę.
Nienawidzę chorowania!! Chyba wolałbym umrzeć niż w dalszym ciągu przeżywać te katusze.
Uniosłem dłoń do góry i zasłoniłem oczy. One także mnie bolały i miały zamiar wystrzelić w kosmos.
-umieram...
-weź leki i nie marudź -mama położyła na stoliku obok łóżka kilkanaście kolorowych tabletek. Zagarnąłem wszystkie do dłoni i wsypałem do ust. Popiłem wodą, która w połączeniu z ohydnym smakiem tabletek, smakowała okropnie.
-jakbyś się czuła jak ja, to byś zrozumiała! -krzyknąłem i o mało nie wyplułem żołądka. To był zły pomysł.
-nie jęcz...
Chciałbym, ale chyba będzie ciężko, bo muszę iść do łazienki, a wstanie z łóżka równa się nieziemskiemu bólowi całego ciała.
Z wielkim trudem wstałem i podpierając się wszystkiego co było po drodze dotarłem do łazienki. Za nim jednak załatwiłem swoją potrzebę, zamknąłem za sobą drzwi i obsunąłem się na śliskich drzwiach. Kiedy mój tyłek zderzył się z zimną powierzchnią płytek, odetchnąłem z ulgą. Przyjemny chłód zaczął rozchodzić się po moim całym ciele.
Na czworaka poczłapałem się w stronę umywali. Z lekkim trudem stanąłem na nogi. Odkręciłem wodę i kilka razy obmyłem twarz zimną wodą. Jakby mnie mama teraz zobaczyła, pewnie skończyłbym jako przekąska dla naszego psa.
-Liam... wychodzisz już?
Spojrzałem w stronę drzwi i się skrzywiłem. Dopiero co tu wszedłem, a już mnie wyganiają... nie ma to jak rodzina.
-zaraz...
Miałem strasznie zachrypnięty głos... nawet nie chciałbym teraz zacząć śpiewać. Pewnie na sam dźwięk mojego głosu pouciekali by z krzykiem. Musiałem akurat zachorować w okresie, kiedy mamy najwięcej koncertów. Przez to, że teraz praktycznie umieram musieliśmy odwołać trzy koncerty, a czwarty wisiał na włosku.
Musiałem ogarnąć dupę. Nie lubię być wyautowany z gry.
Kiedy tylko wyszedłem z łazienki, ponownie zagrzebałem się pod cieplutką kołderką. Po tym małym spacerze byłem trochę zmęczony i miałem ochotę zasnąć, ale najgorsze w tym było to, że właśnie to sen nie nadchodził. Moje ciało było wymęczone, ale chyba choroba trochę zakłóciła jego funkcjonowanie. Nie mogłem usnąć za cholerę.
Sięgnąłem po telefon, aby sprawdzić wszystkie portale społecznościowe i poczytać trochę informacji. Miałem nadzieję, że to mnie trochę zamuli i usnę.
Przejrzałem najpierw informacje z których dowiedziałem się, że mam romans z jakąś gwiazdą pop, której w życiu nie widziałem na oczy. Do tego niby odszedłem z zespołu, dlatego One Direction nie koncertuje i pewnie zespół się rozpadnie. Nie ma jak milion informacji... wyssanych z palca.
Poszperałem trochę i z oględzin portali społecznościowych dowiedziałem się, że Lou i Daniell(jego dziewczyna) są w Monaco. Milion zdjęć i to nie koniecznie zrobionych za zgodą Lou.
Zero wzmianek o Harry'm, czy Niall'u. Tych dwóch odkąd odnalazło swoją życiową miłość w ogóle nie wchodzili w drogę paparazzi. Trzymali 'ramę' i nie imprezowali, a jak już to robili to ze swoimi wybrankami.
Julia prędzej by wyrwała Harry'emu co nieco jakby okazało się, że ten imprezuje w jakimś klubie, a Damien by mu pewnie poprawił. Przesrane jest chodzić z siostrą swojego najlepszego przyjaciela.
Przejrzałem jeszcze instagram i Twitter.

Odłożyłem telefon i z wielką ulgą stwierdziłem, że chyba jednak zasnę. Miałem nadzieję, że kiedy się obudzę... wszystko minie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz